To ja i ty, to właśnie my.
– Dzień dobry – powiedziałam wchodząc do nowo otwartego sklepu premium na literę em w dość popularnym podwarszawskim outlecie.
Dobrze znam tę markę, niezwykle podoba mi się jej stylistyka, ale ceny już mniej dlatego ucieszyłam się na możliwość bardziej ekonomicznych zakupów.
– Dzień dobry – przywitała mnie elegancka pani ekspedientka – czy mogę w czymś pomóc?
Podziękowałam wyjaśniając, że wolałabym rozejrzeć się sama.
– A czy zna Pani naszą markę? – nie odpuszczała ekspedientka.
– Trochę – odpowiedziałam zdawkowo.
– Bo wie Pani – ciągnęła elegancka ekspedientka – u nas ubrania są d r o g i e. Na szczęście to outlet i jest trochę taniej.
– W porządku – odparłam niewzruszona, ale tylko pozornie bo jej wycedzone przez sztucznie wyszczerzone zęby słowa wydały mi się zupełnie nie na miejscu.
Zaczęłam przeglądać ubrania, niech sobie babsko nie myśli, że mnie wytrąci z równowagi. Po pięciu minutach do sklepu weszła klientka w średnim wieku, od której biło po oczach dobrobytem.
Jej to już nie ostrzegłaś – pomyślałam zniesmaczona, ale zbyt zszkokowana tym co się tu odałtleciło, żeby odnaleźć w sobie tupet do wypowiedzenia tej uwagi na głos.
I tak ja wyszłam ze sklepu, a z pani wyszła wieś (choć to powiedzenie dla wsi to jest ujma).
Ale ja tam jeszcze wrócę, tym razem w najgorszym dresie.