Jakieś dwa lata temu zabrałam się za oglądanie serialu Orange is the new black, wtedy dużo się o nim mówiło. Szybko zrezygnowałam, nie czułam tego klimatu, było jakoś tak, sama nie wiem, amerykańsko. Z hiszpańską produkcją z oczywistych powodów nie ryzykuję tego typu odczuć i Vis a Vis czyli Uwięzione wciągneły mnie od pierwszego odcinka.
W połowie drugiego czy trzeciego sezonu, zawsze tracę rachubę kiedy oglądam coś tak łąpczywie, zawahałam się czy oglądać dalej. Serial jest naszpikowany przemocą, której w końcu ma się przesyt, ale pomimo tej ułomości oraz innej – nie zawsze idealnie klejących się ze sobą wydarzeń, wciąż klikam w obejrzyj następny odcinek. Toksyczna miłość, której nie brakuje również w Cruz del Norte. Wszystko wynagradzają sceny, na których spłakałam się jak bóbr, a jak pisałam w grudniowym tekście o The Crown, nic mnie tak nie wciąga jak dobra drama, a tutaj drama jest wyśmienita.
Nie da się nie napisać o rewelacyjnych aktorkach, pewnie nie oscarowych, sama nigdy o nich nie słyszałam, ale spokojnie mogłyby takimi być: Alba Flores jako Saray (moja ulubiona), Najwa Nimri jako Zulema, Marta Aledo jako Tere, María Isabel Díaz Lago jako Soledad. Celowo nie wymieniam tu głównej postaci Macareny bo dość przeciętnie przy nich wypada.
Co robi wrażenie jeszcze? Vis a vis pokazuje, że zniewolonym można być na wiele sposobów. Więzienie jest tylko jednym z nich, wcale nie najgorszym.
