Kończąc zapas słodyczy, które miały wystarczyć na kolejny tydzień, trafiam na, bez przesady, dwudziesty komentarz w sieci o mentalnym przebudzeniu, jakim okaże się dla nas pandemia. Jednocześnie, ani razu nie trafiam na sceptyka, który krzyknąłby, że to przecież nic nie da! Dziwne, mi wydaje się to oczywiste.
Chciałabym wierzyć, że z domowej kwarantanny wyjdziemy odmienieni. Docenimy służbę zdrowia i komunikację miejską, zadbamy o oszczędności i środowisko, nauczymy się kontrolować gniew. Chciałabym, ale nie istnieją nagłe odkupienia. Trwała zmiana to proces; nie korzysta z windy, człapie schodami i jest cokolwiek mniej widowiskowa niż pandemiczny zwrot akcji. To bardziej mentalna dłubanina niż olśnienie, powolne łączenie kropek, które zbudują sens. Pandemia to choroba, nie lek na cokolwiek. Nie ma plusów. Pozostaje nam przeżyć to i człapać dalej, no mercy.